Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   307   —

służącego przed namiotem nie było, a kiedyśmy go wreszcie znaleźli u opowiadacza bajek, było już na pościg za późno. Ghuta nastręczała mu dość dróg i kryjówek do zmylenia naszej pogoni.
Zniechęciło mię to tak dalece, że postanowiłem wrócić do domu. Ujrzawszy tego człowieka, doznałem odrazu uczucia, że muszę z nim się znów zetknąć, a tu wymknęła mi się sposobność dowiedzenia się czegoś bliższego o jego pobycie w Damaszku. Halef także mruczał jakieś dosadne słowa pod rzadkim wąsem, poczem zauważył, że najlepiej będzie udać się do domu i „zrobić trochę muzyki“.
Wracaliśmy tą samą „ulicą prostą“, kiedy naraz ktoś nas zawołał. Był to nasz gospodarz; stał w towarzystwie pięknego młodzieńca, we drzwiach sklepu z klejnotami i biżuteryą. I on miał z sobą służącego i osła.
— Może wstąpisz tu, panie? — zapytał. — Wrócimy potem razem do domu.
Zsiedliśmy i weszliśmy do sklepu, powitani przez młodzieńca z największą serdecznością.
— To mój syn, Szafaj Ibn Jakób Afarab.
Teraz dopiero dowiedziałem się, że nasz gospodarz nazywa się Jakób Afarah. Na Wschodzie nie jest to wcale rzadkością. Potem powiedział synowi, jak my się nazywamy i ciągnął dalej:
— To mój sklep z klejnotami, którym zarządza Szafaj, razem z pomocnikiem. Wybacz, że teraz nie będzie nam towarzyszył! Musi pozostać, ponieważ pomocnik wyszedł popatrzeć na święto Er-Rimal.
Rozglądnąłem się w sklepie. Był mały i ciemny, ale zawierał tyle kosztowności, że mnie biedakowi zaczęło być nieswojo. Wybąknąłem kilka słów na ten temat i dowiedziałem się, że Jakób posiada jeszcze na innych bazarach sklepy z towarami korzennymi, z dywanami i z drogimi przyborami do palenia.
Wypiwszy tu filiżankę kawy, ruszyliśmy w drogę. Nadchodził zmierzch i zaledwie dostaliśmy się do domu, zapadł już wieczór.