Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   165   —

heranie, czy też w Kerbeli. Nie odbywałbym nigdy pielgrzymki do Kerbeli, Nedżefu[1] lub Mekki, ponieważ Mohammed, Ali, Hassan i Hossein byli ludźmi, jako i my, lecz muszę wiernie spełnić ostatnią wolę ojca, który chciał spoczywać w Kerbeli i dlatego przyłączę się do karawany umarłych. Jeśli chcesz zostać przy moim boku, to cię nie zdradzę; dom mój także zachowa milczenie, ale służba nie podziela mego zdania o nauce proroka; byliby pierwsi, którzyby cię zabili.
— Zostaw to już mnie! Gdzie spotkasz swoje wielbłądy?
— Czy znasz Ghadhim koło Bagdadu?
— Perskie miasto? Tak; leży na prawym brzegu Tygrysu, naprzeciw Madhim i łączy się z Bagdadem koleją konną.
— Tam czekają na mnie ludzie z moimi wielbłądami i mają ze sobą zwłoki mojego ojca.
— Więc odprowadzę cię najpierw tam, a potem pokaże się, co będzie dalej. Czy jednak będziesz w Ghadhim bezpieczny?
— Spodziewam się. Ścigają mnie wprawdzie, lecz basza Bagdadu nie wydałby mnie.
— Nie ufaj żadnemu Turkowi; nie ufaj także Persowi! Byłeś na tyle przezorny, że poszedłeś przez Kurdystan, czemu chcesz teraz tej ostrożności zaniechać? Możesz się także bez przyłączania do karawany umarłych dostać do Kerbeli.
— Nie znam drogi.
— Ja cię poprowadzę.
— Znasz ścieżki?
— Nie, ale je znajdę. Allah dał mi zdolność odszukiwania bez przewodnika miejscowości, w których nigdy jeszcze nie byłem.
— To jednak niemożliwe, emirze! Muszę się dostać do Ghadhim, do swoich ludzi.

— Więc udaj się tam potajemnie, a omijaj Bagdad i karawanę umarłych!

  1. Leży tam pochowany Kalif Ali.