Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   159   —

pię od twego boku, dopóki nie wrócisz do krainy ojców swoich.
— Nie wolno mi wymagać od ciebie takiej ofiary, Halefie!
— Nie z mej to strony, lecz z twojej ofiara zatrzymywać mnie tak długo przy sobie, zihdi. Postanów, co chcesz; ja idę z tobą, jeśli nie będziesz na tyle srogim, by mię odepchnąć!
Persowie przynieśli z rzeki obfity łup w rybach, z których przyrządzono wieczerzę. Nie będąc głodnym, opuściłem ich i wyszedłem na skałę, aby z grobu Haddedihna przypatrzeć się zachodowi słońca.
Ten samotny, wysoko położony grobowiec przypominał mi pomnik wzniesiony dla Pir Kameka w dolinie Idiz. Kto byłby wówczas podczas pogrzebu świętego Dżezidów przypuszczał, że Mohammed Emin znajdzie miejsce wiecznego spoczynku na dalekiej kurdyjskiej wyżynie! Było mi na duszy tak posępnie i smutno, czułem w sobie taką próżnię, jak gdyby razem z przyjacielem ubyła część mnie samego. A jednak nie powinno się nigdy oddawać żalom na grobie prawego człowieka. Śmierć, to tylko posłaniec Boga, zbliżający się do nas po to, by nas poprowadzić na owe jasne wyżyny, o których powiedział Zbawiciel do uczniów swoich: „W domu ojca mojego j est wiele mieszkań, a ja idę tam przygotować wam miejsce“. Życie, to walka; żyje się, aby walczyć; umiera zaś, by zwyciężyć. Stąd napomnienie apostoła: „Walcz dobrą walką wiary, oraz życia, do czego i ty jesteś powołany!“
Słońce całowało horyzont, a znikające powoli promienie barwiły go płomiennemi światłami, przechodzącemi ku wschodowi w barwy, coraz ciemniejsze. Lasem porosłe wzgórza tam podemną wyglądały, jak ciemnozielone morze, na którego zesztywniałe fale kładł zmierzch swe powoli snujące się cienie. Tylko poblizkie grzbiety gór muskał powiew wieczorny, a pod jego tchnieniem kołysały się cicho drzew szczyty. Cienie stawały się coraz ciemniejsze, dalsze przedmioty niknęły, zorza wie-