Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   133   —

mężczyzn otwierał się od frontu, podczas gdy do kobiecego można było wejść tylko od strony tylnej.
Wprowadzono nas oczywiście do części domu pierwszej, długiej na dwadzieścia, a szerokiej na dziesięć kroków, a więc dość obszernej. Okien w tej komnacie nie było; zamiast nich znajdowały się wolne miejsca między belkami pod dachem. Plecionka z sitowia okrywała podłogę, a wzdłuż ścian leżały wązkie poduszki, nizkie wprawdzie, ale wygodne dla ludzi, którzy tygodniami siedzieli tylko na siodłach.
Musieliśmy zająć miejsce na poduszkach, poczem gospodarz otworzył stojącą w kącie skrzynię i spytał:
— Czy macie fajki ze sobą?
Któż zdoła opisać wrażenie, jakie na nas to pytanie wywarło! Allo został przy koniach, było nas więc pięciu w komnacie; na pytanie jednak tego niezrównanego człowieka dziesięć rąk i wszystkich pięćdziesiąt palców sięgnęło po fajki, a w komnacie zabrzmiało chórem: „Mamy“!
— Więc pozwólcie, że podam wam tytoń! Przyniósł to od tak dawna upragnione ziele. Allah l Allah i wszędzie Allah! Toż to były te tak dobrze mi znane czerwone paczki, w których czeka na ogień ów delikatny tytoń, uprawiany w Baziranie, na północnej granicy perskiej pustyni Lut. Fajki nałożono w jednej chwili, a zaledwie uniosły się w powietrze pierwsze wonne pierścienie, weszła żona gospodarza z napojem z Mokki. Nie wie on nic najczęściej o Mokce, ale nie piliśmy go już całymi tygodniami, więc tym razem wcale nie wątpiliśmy, że nam będzie smakować. Było mi tak dobrze i miło w duszy, że przyjąłbym był teraz nie jednego, lecz dziesięć, dwadzieścia karych, gdyby Mohammed Emin chciał mi je darować, i gniewałem się, że tyle czasu straciliśmy na łowienie pstrągów. Ale taki to już jest człowiek — zawsze i wiecznie jest niewolnikiem chwili.
Wypiłem dwie, a może trzy filiżanki kawy i wyszedłem z zapaloną fajką na dziedziniec, aby zajrzeć do