posłużyła nam jako posiłek przed spaniem. Zjedliśmy ją w nadzwyczajnem milczeniu i ułożyliśmy się do spoczynku.
Odbywałem pierwszą straż i siedziałem na uboczu wsparty o drzewo. Wtem nadszedł Halef, pochylił się nademną i spytał z cicha:
— Zihdi, serce twe zasmucone, ale czy koń milszy ci od wiernego Halefa Omara?
— Nie, Halefie. Za ciebie oddałbym dziesięć takich koni i więcej.
— Więc pociesz się, mój dobry zihdi, gdyż jestem przy tobie i zostanę, a żaden Haddedihn nie oderwie mnie od ciebie! Przyłożył rękę do piersi i wyciągnął się potem obok mnie na ziemi.
Siedziałem tak w tę cichą noc, a serce wezbrało mi napełnione pewnością, że posiadam miłość człowieka, do którego przywiązałem się także. Jakże szczęśliwym musi być człowiek, który ma ciche gniazdo rodzinne, niedostępne dla wzburzonych fal losu, a w niem żonę, której może zaufać i dziecko, w którem widzi swe uszlachetnione odbicie. I surowe serce obieżyświata czuje chwilami, że tam we wnętrzu człowieka, poza pustemi, samotnemi płaszczyznami znajdują się wyżyny, które słońce może oświetlać i ogrzewać swymi promieniami.
Nazajutrz ruszyliśmy w dalszą drogę i okazało się, że Allo się nie mylił. Już przed południem ujrzeliśmy przed sobą wyże Cagrosu, mogliśmy więc zmęczonym koniom pozwolić na wypoczynek. Rozłożyliśmy się w dolinie, której ściany wydawały się całkiem niedostępnemi. Puściliśmy konie wolno na paszę, a sami pokładliśmy się w wysokiej trawie, bardzo świeżej i soczystej, ponieważ dolinę przepływał mały potoczek.
Lindsay leżał obok mnie. Chrupał, ogryzając kość i mruczał jakieś niezrozumiałe wyrazy. Był w złym humorze.
Naraz podniósł się do połowy i wskazał ręką poza mnie. Obróciłem się i ujrzałem trzech mężczyzn, zbliża-
Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/149
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
— 125 —