Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   109   —

Podniósł się z klęczek, aby tak samo, jak inni nabić strzelbę na nowo, podczas gdy ja dalej strzelałem. Allo wystrzelił także z flinty szejka i zranił jednego z Bebbehów; reszta była pewna swych strzałów.
Pierwsza salwa powstrzymała rozpęd Kurdów, dopóki nie nabiliśmy broni na nowo, ale druga zatrzymała ich całkiem.
— Come on — naprzód! — krzyknął Lindsay. — Wybić tych houndchatchers — tych myśliwych, polujących na psy!
Porwał strzelbę za lufę i chciał się rzeczywiście rzucić na Kurdów. Chwyciłem go jednak wczas i zdołałem zatrzymać.
— Co wam do dyabła, sir? — zawołałem. — Czy chcecie postradać wasz piękny nos patentowany? Zostańcież tam, gdzie jesteście!
— Czemu? Chwila dobra! Na nich, master, na nich!
— Niedorzeczność! Tu jesteśmy pewni, tam nie.
— Pewni? Hm! To połóżcie się na kanapę i urządźcie sobie drzemkę poobiednią, master! To głupota, pozwolić uciec tym drabom! Well!
— Tylko zimnej krwi! Widzicie, że się cofają! Dostali nauczkę i będą ją pamiętali.
— Ładna nauczka! Kosztuje zaledwie kilka koni! Wtem położył mi brat szejka dłoń na ramieniu.
— Emirze — rzekł — dziękuję ci! Mogłeś ich tylu zabić, co koni, albo i więcej, a tego nie uczyniłeś. Jesteś chrześcijaninem, ale Allah ciebie uchroni!
— Czy uznajesz, że broń nasza przewyższa waszą?
— Widzę to.
— Więc idź tam do tych Bebbehów i powiedz im to!
— Pójdę, ale co się stanie z szejkiem?
— Zostanie tutaj. Daję ci cały kwadrans czasu. Jeżeli do tej pory nie wrócisz z poselstwem pokoju, szejk będzie wisiał na tej gałęzi, tam w górze. Nie wątp o tem! Znudziła mię już walka z niemądrym wrogiem.
— A jeśli przyniosę pokój?