byśmy się doń przyłączyli. Zabrał wam trzody wtedy, kiedyśmy spali, a gdy tylko zauważyłem, co się święci na prawdę, dałem mu poznać, że się gniewam z tego powodu. Napadłeś na nas i nakazałeś nas ścigać. Nie baliśmy się, oszczędzaliśmy was i umknęliśmy, dowiódłszy wam, żeśmy niewinni. Nie pozwoliłeś nam jednak odejść i zgotowałeś nam zasadzkę. Schwytaliśmy twego szpiega, ale obeszliśmy się z nim łaskawie. Zaatakowałeś nas, a my nie nastawaliśmy na wasze życie. Byłem w waszym obozie, zabrałem mych towarzyszy, a wy byliście w moim ręku, lecz nie utoczyłem wam ani kropli krwi. Popędziliście za nami, a my schwytaliśmy twego brata, lecz ani włos nie spadł mu z głowy. Natęż myśli, szejku i zrozumiej, że postępowaliśmy z wami nie jak wrogowie, lecz jak przyjaciele! W nagrodę za to przybywasz do nas ze złem słowem i obelgami na ustach, i zamiast prosić nas o przebaczenie, żądasz, żeby się to z naszej strony stało. Niech Allah będzie sędzią nad nami! My nie boimy się was; a ty nie unikaj sposobności do przekonania się, że wy nas bać się musicie!
Słuchał mnie tylko na pół uważnie i odparł dość szyderczo:
— Mowa twoja jest długa, cudzoziemcze, ale wszystko, co mówisz, jest niesłuszne i fałszywe.
— Udowodnij to!
— Przyjdzie mi to z łatwością. Bejaci są naszymi wrogami, a że wy byliście z nimi, więc i wy jesteście naszymi nieprzyjaciółmi. Kiedy moi ludzie was ścigali, wystrzelaliście im konie. Czy to przyjaźń?
— A czy w tem była może przyjaźń, żeście nas prześladowali?
— Uderzyłeś mię w głowę tak, że straciłem przytomność. Potem obiłeś po twarzy najdzielniejszego z moich wojowników i zrzuciłeś z konia, jak nikczemnego robaka. Czy to też przyjaźń?
— Rzuciłeś się na mnie, więc cię powaliłem, twój najdzielniejszy wojownik szydził ze mnie, to też pokazałem mu, że wobec mnie jest robakiem.
Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/118
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
— 104 —