Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   86   —

Gazal Gaboya wyszedł naprzeciw niego.
— Jaką wieść przynosisz?
— Wojownicy zaraz przybędą.
— Nie widzieliście żadnego ze zbiegłych?
— Żadnego.
— Mieliście oczy zamknięte!
— Czuwaliśmy przez całą noc aż do teraz, obsadziliśmy wszystkie boczne doliny, ale nie widzieliśmy nikogo.

— Oto nadchodzą! — zawołano przed obozem.
Na ten okrzyk pośpieszyło wszystko na polanę; przyłączyli się nawet obaj strażnicy. Wiedzieli przecież, że jeńcy są skrępowani!
Sposobność była korzystniejsza, niż myślałem. Jednym skokiem stanąłem za namiotem jeńców... dwa cięcia nożem i znalazłem się w jego wnętrzu. Leżeli obaj ze związanemi rękami i nogami.
— Mohammed Eminie, Amadzie el Ghandur! Raz, dwa!
Dwie sekundy wystarczyły na rozcięcie więzów.
— Chodźcie, prędko!