Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Winnetou skinął ręką na znak, że strażnik może odejść i odezwał się do wodza:
— Nalgu Mokaszi słyszy, że miałem słuszność. Yuma zawrócili, ale tylko w tym celu, żeby nas zmylić i uśpić naszą czujność. Niech wojownicy Mimbrenjów zostaną tutaj, dopóki nie powrócę z Old Shatterhandem.
Dosiedliśmy koni. Gdy odjeżdżaliśmy, wieczór już tak ciemniał, że z wielką trudnością można było rozpoznać ślady kopyt końskich. Wyprawa nasza zaczęła nabierać cech awanturniczych; w ciemną noc mieliśmy odszukać i śledzić wroga, o którym wiedzieliśmy, a raczej przypuszczaliśmy jedynie tyle, że jechał już nie w tym kierunku, w którym się oddalił. —
Ilekroć przedsiębrałem z Winnetou takie wyprawy, z pozoru na ślepo, zawsze podziwu godny instynkt Apacza prowadził nas do celu! Cieszyłem się więc, że będę mógł dzisiaj znowu, po tak długiej rozłące, być świadkiem jego olśniewającej bystrości.
Ażeby zrozumieć sytuację, w jakiej znajdowaliśmy się, należy sobie przedstawić las o długości dwóch godzin jazdy konnej, szerokości mniej więcej pół godziny. Ciągnął się prawie dokładnie z zachodu na wschód. Na stronie południowej, blisko wschodniego końca leżał ów cypel, za którym zostawiliśmy Mimbrenjów. Należało zatem przypuszczać, że Yuma, wracając w kierunku zachodnim, objadą las od strony północnej, skręcą na południe, a następnie pójdą wzdłuż jego południowej strony, żeby nas niespodzianie napaść od zachodu. Chcąc więc natrafić na nich, powinniśmy byli dostać się zawczasu do skraju północnego i tam oczekiwać ich przybycia. Tak właśnie postąpiliśmy; objechawszy las od stro-

72