Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ba, bądź przedniemi, bądź tylnemi nogami. Pozwoliiem mu przez kilka chwil na tę zabawę; gdy potem ścisnąłem go kolanami, posłuchał natychmiast i zatrzymał s!ę właśnie przed Winnetou i Nalgu Mokaszi, który tymczasem dosiadł znowu swego konia.
— Mój brat Old Shatterhand widzi, że nawet koń nie zapomniał o nim — odezwał się Apacz. — Jak więc często myśleli o nim ludzie, z którymi przebywał! Gdy zasiądziemy w spokojnem kole przy ognisku obozowem, opowiem memu bratu, co się działo na dzikim Zachodzie w czasie jego nieobecności. Teraz nie możemy się dłużej zatrzymywać; Yuma nie powinni nas zobaczyć. W jakiej odległości jechali za Old Shatterhandem?
— Prawdopodobnie tak blisko, że mogą się w każdej chwili ukazać na horyzoncie.
Kto inny byłby obecnie zapytał przedewszystkiem o liczbę nieprzyjaciół; Winnetou był jednak zbyt dumny na to. Odwinął lasso, uwiązał do niego swój koc santillowy i, skinąwszy na wojowników, żeby uczynili to samo ze swojemi derkami, ruszył naprzód, wlokąc koc za sobą po ziemi. W ten sposób powstaje jeden szeroki trop, wskazujący tylko tyle, że ktoś tędy przejeżdżał; szczegółów jednak nie można rozpoznać, ani też nie da się oznaczyć liczby koni i ludzi. A nam zależało właśnie na tem, żeby Yuma nie dowiedzieli się, jaką mają przed sobą siłę.
Kłusem ruszyliśmy dalej. Jechałem pomiędzy Winnetou i Nalgu Mokaszi. Ten nie pozdrowił swego syna nawet spojrzeniem, chociaż z okoliczności, w jakich nas spotkał, mógł wywnioskować, że chłopiec przeżył rzeczy niezwykłe. Takim już jest Indjanin. Wódz ko-

58