Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siałem odzyskać wolność, albo — legnąć trupem. W tej myśli dałem wodzowi odpowiedź, która inaczej byłaby bardzo śmieszną:
— Nie pogardzam tem skrzeczeniem, ale się cieszę z niego. Czy znasz głosy zwierząt?
— Znam je wszystkie.
— Pytanie moje rozumiałem inaczej; — mianowicie, czy rozumiesz mowę zwierząt?
— Żaden człowiek jej nie rozumie!
— Ja ją przecież rozumiem. Czy mam powiedzieć, jakiej wiadomości udziela ci ta żaba?
— Powiedz, owszem! — odparł, śmiejąc się pogardliwie.
— Żaba powiada, że poniesiesz dzisiaj stratę i skutkiem tego powrócisz tą samą drogą, którą tu przyjechałeś.
— Wielki Duch pomieszał ci zmysły.
— Nie, wyćwiczył je i zaostrzył. Słyszę huk padających strzałów; słyszę tętent waszych koni i wycie wściekłości waszych wojowników. Będziecie walczyli z dwoma ludźmi, jednym dużym i jednym małym i nie będziecie ich mogli zwyciężyć. Hańba was okryje, a ci, z których szydziliście, wyśmieją was!
Wódz otworzył już usta do gniewnej odpowiedzi, rozmyślił się jednak; opuścił ramiona i wparł we mnie poważny, zamyślony wzrok.
— Czy rozumiem cię dobrze? Old Shatterhand nie mówi nigdy jak szaleniec. Jego mowa ma zawsze sens, nawet wtedy, gdy się jej nie rozumie. Co chcesz wyrazić temi słowy? O jakiej hańbie mówisz?
— Pomyśl nad tem, może się dowiesz. A jeśli nie, to zaczekaj; wkrótce stanie się to, o czem mówię!

25