Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zarówno w lesie, jak i na otwartem polu, i odzywa się o każdej porze dnia i nocy. Jej głos byłby najodpowiedniejszy.
— Całkiem, jak Old Shatterhand sobie życzy! Umiem tak dobrze naśladować głos tej wielkiej żaby, że zmylę najbystrzejsze ucho.
— To mnie cieszy. Słuchaj więc, co ci teraz powiem! Prawdziwe szczęście, że przyniosłem z hacjendy tak dużo mięsa; masz jadła wbród i nie musisz odrywać się od swego zadania. Nie wiem, kiedy stąd wyruszymy i gdzie będziemy obozować. Masz iść za nami, oczywiście w odpowiedniem oddaleniu, a skoro się rozłożymy obozem, wyszukasz sobie ukrycie jak najbliższe, ale też zupełnie bezpieczne. Potem zaczekasz na spokojną chwilę w obozie i wydasz trzy razy krzyk żaby łąkowej, nie raz po raz, gdyż to wzbudziłoby podejrzenie, tylko w odstępach, wynoszących mniej więcej kwadrans. Jeślibym przy pierwszym okrzyku miał wątpliwość co do miejsca, w którem się znajdujesz, to drugie i trzecie wołanie wskaże mi je dokładnie. Od trzeciego okrzyku musisz być przygotowanym na natychmiastowy odjazd ze mną.
— Będę tak pilnie czuwał, że zobaczę cię nadbiegającego i wyjdę naprzeciw.
— Pięknie! Mój koń musi być gotów do jazdy; nie mogę tracić ani chwili, gdyż prześladowcy będą tuż za mną. Tak samo muszę mieć pod ręką sztuciec, tę małą strzelbę, z której mogę mierzyć dużo razy bez ładowania. Masz go przecież?
— Mam go.
— Czy może próbowałeś strzelać?

16