Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gie lata. Musi więc być inny rodzaj pracy i do niej chce Melton zaprzęgnąć emigrantów. Jestem przekonany, że plan miał gotowy już wówczas, gdy namówił hacjendera, aby sprowadzić wychodźców. W każdym razie kryje się w tem świeże łotrowstwo, przed którem muszę ustrzec moich ziomków.
— Old Shatterhand jest moim bratem; ziomkowie jego są więc również moimi braćmi. Winnetou odda swoje ramiona i głowę na ich usługi.
— Dziękuje ci. Pomoc twoja jest więcej warta od wielu wojowników! Emigrantom grozi niebezpieczeństwo. Musimy spieszyć, nie będziemy więc wlekli się z trzodami, które chcemy zwrócić hacjenderowi. Do celu dotarlibyśmy dopiero po czterech dniach.
— Tak, pojedziemy sami. Co uczyni Nalgu Mokaszi? Czy będzie nam towarzyszył?
— Pojechałbym chętnie z wami, lecz moi bracia sami przyznają, że lepiej będzie, jeśli pozostanę z jeńcami. Wojownicy Mimbrenjów nie mogą się obejść bez wodza, tem bardziej, że będą podzieleni. Jeńców musimy zabrać ze sobą, a trzody zaprowadzić do hacjendy. Na pasterzy wyznaczę pięćdziesięciu wojowników, przewodzić im będzie jeden z najbardziej doświadczonych Mimbrenjów. Stanąwszy w hacjendzie, zwrócą się do was po rozkazy — będą was słuchać, jak mnie. Zresztą zabiorę jeńców. Im dalej od hacjendy, tem mniej troski o to, że mogą uciec i pomieszać wasze plany.
Były to słowa rozumne. Co do mnie, to nie zależało mi wcale na towarzystwie starego zgryźliwego choleryka. Wiedziałem, że dojdziemy sami z Winnetou prę-

158