Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Położył nacisk na słowie „twoimi“, miał bowiem powód ku temu. Chciał być moim jeńcem, gdyż ja obiecałem im wolność.
— Idźcie więc teraz, by wydać broń, lecz tylko pojedynczo. Nikt nie powinien się zbliżać przed rozbrojeniem poprzednika!
— A czy wolno nam przynajmniej zachować świętości?
— Wielki Duch sprawił, że dostaliście się w nasze ręce; oblicze jego odwróciło się od was, dlatego wasze leki pozbawione są wartości; lecz ja nie chcę poniżyć was tak głęboko. Pozwalam zachować leki i kalumety.
Była to dla nich ogromna ulga. Jeśli nawet przypadkowa zguba leków powoduje szkodę niepowetowaną, to oddanie świętości i kalumetów zwycięskiemu wrogowi jest hańbą wiekopomną.
Przygotowali się, by powrócić do obozu. Gdy uszli z piętnaście kroków, stanął mój rozmówca, odwrócił się i spojrzał na mnie. Było to wyraźne wezwanie, bym podszedł do nich, gdyż ma mi coś do powiedzenia. Posłuchałem.
— Niech Old Shatterhand wybaczy, że przemówię powtórnie, — rzekł. — Wiem, iż tamci dwaj przywódcy nie powinni tego słyszeć.
— Mów, byle krótko!
— Czy to prawda, że Old Shatterhand przyrzekł nas uwolnić?
— Tak, jeśli wasz wódz wypełni przyrzeczenie.
— Jakie?
— Nie pozwolił mi powiedzieć tego.
— A jeśli nie spełni?

119