Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uchwałę bez wodza. Przysłano nas, by przekonać się, czy wydany rozkaz nie da się zmienić. Czy pozwolisz, ty i twoi obydwaj słynni czerwoni bracia, obejrzeć nam stanowiska wojowników, którzy nas otoczyli?
— Żaden przywódca wrogom swym nie pokaże zasadzki — odparłem. — Zresztą minął udzielony wam termin; miałbym więc prawo rozpocząć ogień, szanuję jednak wasze pobudki. Wiem, że niema już dla was ratunku, więc spełnię to życzenie. Winnetou, naczelny wódz Apaczów, obejmie pieczę nad Yuma, by się im po drodze nie przytrafiło nic złego. Idźcie i powróćcie najpóźniej za kwadrans, aby mi oznajmić, co postanowiliście. Jest to ostatni termin, jaki udzielić mogę.
Poszli za Winnetou, który objął rolę ich przewodnika. Kiedy, minąwszy linję naszych posterunków, powrócili, noc już szarzała. Twarze Yuma zdradzały walkę między ambicją a koniecznością. Na chwilę stanęli przed nami z opuszczonemi oczyma, milcząc; wreszcie odezwał się ten sam, który przemawiał w ich imieniu przedtem:
— Old Shatterhand był w naszej mocy i nic mu się nie stało. Czy teraz okaże nam bezwzględną surowość?
— Że nic mi się nie stało, to nie wasza zasługa. Poco obwijać w bawełnę? Wojownicy Yuma mają mi powiedzieć, co postanowili!
— Uznaliśmy, że wódz nasz Vete-ya postąpił słusznie. Lufy waszych strzelb zwrócone są na nas ze wszystkich stron, a konie, których bystrość mogłaby nas ocalić, — w waszej mocy.
— Poddajecie się więc?
— Jesteśmy twoimi jeńcami.

118