Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przed oczyma wszystkich rozwiązać rzemień na nogach; jeśiibym nie sprawił się błyskawicznie, Indjanie znaleźliby czas na udaremnienie moich zamiarów; a wtedy — mogłem być pewien, że nie uwolnią mi więcej rąk do jedzenia. — A nawet, gdyby się udało, miałbym za sobą tylu prześladowców, że złapaliby mnie na pewno po raz drugi. Oczywiście, sprawa przedstawiałaby się inaczej, gdyby moje członki dopisywały mi, jak w normalnym stanie! Ale więzy, bardzo mocno zaciśnięte, przeszkadzały obiegowi krwi, skutkiem tego ręce i nogi cierpły, traciłem w nich czucie i było do przewidzenia, że przez jakiś czas po uwolnieniu z więzów nie panowałbym nad nimi. Żeby ulżyć sobie choć w części, spróbowałem przy ponownem krępowaniu trzymać ręce w ten sposób, aby mi ich nie ściśnięto zbyt silnie; próba udała się w pewnej mierze; mogłem poruszać dłońmi, lecz daleko jeszcze było do tego, abym mógł więzy zsunąć; nawet razem ze skórą i mięśniami nie byłyby zeszły. Znajdowałem się narazie w bezradnem położeniu, a przecież nie przyszło mi na myśl, tracić nadziei; wiedziałem, że obecnie nic mi nie grozi; miałem więc sporo czasu przed sobą i droga do ratunku mogła się jeszcze znaleźć.
Nadszedł wieczór. — Położono się wcześnie na spoczynek; strażnicy owinęli mnie w koc i tak obwiązali sznurami, że zostałem pozbawiony wszelkiego ruchu; mimo to spałem dosyć dobrze i na pewno nie byłbym się obudził wcześniej, niż nad ranem, gdyby nie pewne wydarzenie, które stanęło temu na przeszkodzie Mianowicie poczułem nagle szarpnięcie za włosy i skutkiem tego otworzyłem oczy. Wokoło panował półmrok, a pod drzewem było prawie zupełnie ciemno. W odległości

11