Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na moje zapewnienia odpowiadał śmiechem. Kazałem ponadto powiedzieć, że, pochwyciwszy go w ręce, nie będę mógł uratować, — i na to odpowiedział śmiechem.
— Niema innego wyjścia? — zapytał Kurt.
Juarez spojrzał nań badawczo.
— Możeby się znalazło — odrzekł po namyśle. — Chce się pan tem zająć?
— Ależ owszem. Chętnie.
— Mam jednak wrażenie, że i to skutku nie odniesie. Jest pan jednak, jedynym człowiekiem, któremu mogę powierzyć takie zadanie. Czy potrafi pan przedostać się przez przednie straże?
— Mówi, pan oczywiście o forpocztach cesarza?
— Tak. Dla moich wystawię panu list żelazny.
— Mam wystarczające dokumenty. Nikt mnie nie zatrzyma.
— Sądzi pan, że się dostaniesz do Maksymiljana?
— Jestem tego pewien.
Juarez rzucił raz jeszcze na Kurta badawcze spojrzenie. Zdawało się, że czyta w jego duszy. Po chwili podszedł szybkim ruchem do stołu, zawalonego papierami i usiadł. Wziął arkusz papieru, umoczył pióro w kałamarzu i zaczął pisać. Skończywszy, podał dokument Kurtowi i rzekł:
— Przypuszczam, że to wystarczy.
Kurt odczytał:

74