Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaślepieniu pozostaje tutaj. Wiara w pomoc Napoleona skłania go do czynów, które się na nim krwawo zemszczą. Zna pan barbarzyński dekret z 3-go listopada?
— Owszem.
— Zna go również pański rząd?
— Jestem pewien, że tak.
— Pozwoli pan, że zapytam o treść dekretu?
Każdy wróg cesarstwa jest zdrajcą kraju, i buntownikiem, i powinien być bez sądu karany śmiercią.
— Dekret ten pozbawił życia wielu obywateli. Ukochani moi generałowie Arteaga i Salazar zostali zamordowani bez sądu i bez wyroku. Żyliśmy spokojnie w swoim kraju, byliśmy szczęśliwi. Aż tu przyszły wojska z Europy i oświadczyły, że nie mamy prawa ani do pokoju, ani do własnej formy rządu. Chciano nas zmusić do uznania Maksymiljana cesarzem. Rozpoczęły się krwawe walki. Któż był buntownikiem, młodzieńcze?
Kurt wzruszył ramionami.
— My?
Hm.
— Czy Francuzi, a raczej Maksymiljan?
— Ma pan rację, sennor — rzekł Sternau głębokim basem.
— A kogo traktowano jak rozbójników? — ciągnął Juarez wzburzony, — Krwawy dekret jest tylko praktycznem zastosowaniem starego okrzyku: — Biada zwyciężonym! — Ulegliśmy, nieszczęście spadło na nasze głowy. Ale Bóg sprawiedliwy dopomógł. Jesteśmy

68