Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go zagładzie można było liczyć na wydajną pomoc Juareza.
Po długich naradach postanowiono, że Kurt, Sternau, Sępi Dziób, Bawole Czoło, Niedźwiedzie Serce, Piorunowy Grot i mały André udadzą się do prezydenta. Gerard, Mariano i reszta miała pozostać i strzec, aby czwórka tak ważnych jeńców nie uciekła. Sprowadzono z venty obydwu vaquerów. Dowiedziawszy się o wszystkiem i przekonawszy naocznie, jak sprawy stoją, vaquerzy ruszyli zpowrotem do hacjendy z radosną wieścią, że wszyscy uratowani.
Przed południem przygalopował Sępi Dziób z meldunkiem, że major na czele dwustu strzelców z lancami ruszył na odsiecz.
Wkrótce odsiecz przybyła do klasztoru. Sternau przypomniał sobie, że widział kiedyś majora nad Rio Grande del Norte. Major zdumiał się bardzo, usłyszawszy, w jaki sposób kilku ludzi obezwładniło chmarę wrogów.
Postanowił, że jeńcy zostaną chwilowo w klasztorze, i zakwaterował w nim stu ludzi. Dowiedziawszy się, że Sternau ma zamiar pośpieszyć z towarzyszami do Juareza, napisał raport do generała Escobedo, prosząc Sternaua o przewiezienie pisma. Escobedo stał na czele oddziałów rozlokowanych na północy Meksyku. Porfirio Diaz zbliżał się do stolicy na czele swych wojsk od południa. Juarez rozbił namioty

59