Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko pójdzie dobrze — rzekł Kurt. — Niema tu już nic do przygotowania. Wracajmy do przyjaciół.
Odprowadzili Manfreda do celi i zamknęli w niej. Na górze Sternau zapytał Sępiego Dzioba:
— Słyszałem, że przybywacie ze stolicy. Gdzie jest główna kwatera Juareza?
— W Zacatecas. Wszystkie miejscowości, położone na północ od miasta, są również obsadzone przez jego wojska.
— Jak się nazywa najbliższe miasto, w którem można zastać żołnierzy prezydenta.
— Nombre de Dios. Dobry jeździec dotrze tam w przeciągu czterech nocy.
— Znajdziecie drogę wśród nocy?
— Do licha! Sępi Dziób miałby nie znaleźć drogi? Zupełnie tak, jakgdyby tytoń, który żuję, nie umiał znaleźć mej gęby.
— Chcecie pojechać?
— Owszem. Chodzi zapewne o tych dwustu ananasów, których chcemy na dole powędzić?
— Tak. Złożycie komendantowi placu odpowiedni raport i poprosicie o taką ilość żołnierzy, któraby wystarczyła do zajęcia się jeńcami.
— Dobrze. Przedpołudniem wrócę.
— Ale czy nam uwierzą?
— Bezwątpienia. Jechałem przecież przez miasteczko z sennorem Kurtem: odwiedziliśmy komendanta. Zna mnie osobiście. Przebywaliśmy razem nad Rio Grande w chwili spotkania się Juareza z lordem Drydanem. Był wtedy podporucznikiem, dziś jest majorem.

50