Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Siłą nie wskóramy. Ale, przychodzi mi na myśl środek, który doktór Hilario stosował do jeńców.
— Myślisz o proszku, który nas pozbawił przytomności? Nie przypuszczam, aby można obezwładnić tak wielką liczbę ludzi.
— Dlaczego nie? Lecz przedewszystkiem trzeba dostać takiego proszku. Przypuśćmy, że natrafimy na korytarz zamknięty przez dwoje drzwi, o takiej długości, że będzie mogło w nim stanąć szeregiem dwustu żołnierzy. Przez całą długość korytarza musiałaby ciągnąć, się smuga tego proszku. Szedłbym z przodu, ty zaś ztyłu, a te ananasy między nami. Kiedybym dotarł do drzwi przednich, ty dochodziłbyś właśnie do tylnych. Schylę się i zapalę proszek; płomień przeleci w jednej, chwili wzdłuż całego korytarza. Cofniesz się za swoje drzwi, ja skoczę przez swoje naprzód. Zaryglujemy wejścia, tymczasem zaś te wszystkie łotry pomdleją.
Hm — odparł Sternau po namyśle. — Plan jest oczywiście wykonalny, ale czy znajdziemy proszek? — Zwracając się do Manfreda, zapytał: — Kto przyrządził proszek, który nas obezwładnił?
— Stryj.
— Czy wiesz, z czego się składa?
— Nie.
— Czy niszczeje w wilgoci?
— Nie. Przechowujemy go w wilgotnej piwnicy, a przecież nie zawiódł ani razu.
— Pali się więc równie łatwo, jak proch strzelniczy?
— Jeszcze łatwiej.

48