Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Hm. Czy stryj przyjmuje przedstawicieli tajnych partyj?
Manfredo zawahał się z odpowiedzią.
— Jeżeli nie odpowiesz, — rzekł groźnie Sternau — każę cię dopóty chłostać, dopóki nie otworzysz gęby! Pytam, czy stryj twój otrzymuje papiery od tajnych partyj?
— Owszem.
— Czy je przechowuje?
— Tak. W tajemnej celi.
— Zaprowadzisz nas i do niej. Wstawaj i pokaż, gdzie siedzą Cortejowie!
Sternau popuścił mu nieco więzów, tak, że Manfredo mógł się powoli poruszać.
— Przedewszystkiem zabiorę instrukcję, którą poczciwy bratanek zacnego stryja dostał dziś od grubasa, — rzekł Kurt.
Wyciągnął dokumenty z kieszeni Manfreda i włożył do swojej. Potem opuścili więzienie. Zmieszany Manfredo zaprowadził ich do drzwi celi, gdzie zamknięci byli wrogowie.
Kurt otworzył. Blask światła wtargnął do ciemnego lochu, w którym można było rozpoznać cztery skulone postacie.
— Czy przybyłeś, aby nas wreszcie wypuścić plugawcze? — ryknął jakiś ochrypły głos. Był to Gasparino Cortejo. Przypuszczał, że przyszedł Manfredo.
— Ciebie wypuścić, kanaljo? — zawołał Grandeprise, biorąc latarkę z rąk Sternaua.
Cortejo wlepił w niego wzrok.

44