Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szego Pana. Jest nas około trzydziestu tysięcy, gotowych każdej chwili zaatakować Juareza.
— Któż wami dowodzi?
— Wodza jeszcze nie mamy. Prosimy o mianowanie.
— W takich wypadkach posyła się delegację, a nie jednego człowieka. Gdzież wasze papiery?
— Delegacja z papierami mogła wpaść łatwo w ręce Juareza. Dlatego przybywam sam.
— Mam nadzieję, że uczciwy z was człowiek. Znacie tę panią?
Starzec odwrócił się. Poznał Emilję, zapanował jednak nad sobą i nie okazał, jakiego doznał na jej widok wrażenia.
— Owszem, znam, — odparł ze spokojem. — To szpieg Juareza. Dziwię się, że ją tutaj zastaję.
Ah! — rzekł Miramon, spoglądając na Emilję.
Mejia przeszył go chłodnym wzrokiem i rzekł:
— Jego Cesarska Mość wie, co to za kobieta. Dowiedziałam się, że była w klasztorze della Barbara. Mam wrażenie, że nie wszystko jest tam w porządku.
Domyślając się, jakie Mejia ma zamiary, Miramon odpowiedział:
— Osobiste stosunki tego pana nic nas nie obchodzą. Zajmuje nas tylko jego misja.
— Nie wierzę w nią.
— Sennor! — zawołał Miramon.
Mejia podszedł doń i rzekł:
— Cóżto za ton w obecności Najjaśniejszego Pa-

109