Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   84   —

— W Dżnibaszlu.
— Wiem to, ale w którym domu?
— Dla wjeżdżającego do wsi z tej strony będzie to piąty dom po prawej ręce. Przed domem wisi drewniany placek, żółta rękawiczka i czerwona pończocha na znak, że Boszak jest piekarzem i farbiarzem. Dlaczego pyta pan o to?
— Chciałbym poznać tego tyrana.
— To bardzo łatwo.
— Jak to?
— Każe pan sobie u niego coś zabarwić.
— Kiedy nie wiem co. Chybabym dał karego na niebiesko pomalować, ale nie miałbym czasu czekać, aż wyschnie.
— To pan kupi cukrów u niego!
— Czyż jest także cukiernikiem?
— Tak, on piecze wszystko.
— Ale chyba nie rękawiczki i pończochy! Wszak może się zdarzyć zamiana obu rękodzieł. Pst! Słyszał pan co?
Zatrzymałem konia i jąłem nadsłuchiwać.
— Nie — odpowiedział.
— Wydało mi się, że doleciało mię skądś wołanie.
On stanął także i wytężył słuch. Osobliwy głos który mię doszedł, powtórzył się teraz znowu.
— To brzmi zupełnie tak, jak głos zamurowanego człowieka.
— Nie — odpowiedział. — To żaba skrzeczy.
— Nie słyszałem jeszcze żaby tak skrzeczącej.
— To ropucha. Słyszałem często, jak skrzeczały w ten sposób. Głos pochodzi z tego tam krzaka, tak nizkiego, że musielibyśmy zobaczyć człowieka, gdyby tam siedział. To zwierzę, nic innego, Ale teraz droga moja zbacza na prawo. Muszę pana pożegnać.
— Czy mógłbym dowiedzieć się przedtem, jak się pan nazywa?
— Nazywają mnie wszędzie Ali księgarz.