Trąciłem nogami o jakiś leżący na ziemi przedmiot i runąłem. Światło zgasło. W kilka sekund zapaliłem znowu trzaskę i poświeciłem dokoła.
Znajdowałem się w czworokątnej piwnicznej jamie, a przedmiotem, na którym się potknąłem, była drabina.
Obok leżały węgle, kawałki drzewa, a jedne i drugie się ruszały.
Znalazłszy miejsce, przeznaczone na trzaskę, wetknąłem ją i zacząłem rozgartywać węgle. Rękami dotknąłem się ludzkiej postaci, którą wydobyłem. Był to mężczyzna ze związanemi rękoma i nogami, a głową owiniętą szmatą.
Rozwiązałem szybko węzeł szmaty i ukazała się twarz czarno-sina, po której z powodu niedostatecznego oświetlenia nie mogłem poznać, czy zabarwienie to pochodzi od sadzy z węgli, czy też od blizkiego już uduszenia. Człowiek ten stękając, odetchnął głęboko, utkwił we mnie wyszłe na wierzch, krwią nabiegłe, oczy i jęknął:
— Ach, na pomoc! Litości, litości!
— Cicho; jestem twym przyjacielem! — odrzekłem — przynoszę ci ocalenie!
— Ratuj najpierw szybko moją żonę! — krzyknął.
Poczciwy biedak myślał więcej o żonie, niż o sobie.
— Gdzie ona?
— Tam!
Nie mógł związanemi rękoma wykonać żadnego ruchu, ale pełen trwogi wzrok jego zwrócił się na drugą kupę węgli, przywaloną także kawałkami drzewa.
Odgarnąłem je i wydobyłem kobietę, związaną tak samo, jak mąż. Zdjąwszy jej z głowy szmatę, zobaczyłem na ustach jej gęstą pianę. Niedługo byłaby się już udusiła.
— Na pomoc, na pomoc! — zabrzmiał charczący okrzyk.
Ciało jej poruszało się w kurczowych drgawkach.
Przeciąłem nożem powrozy. Rzucała dokoła siebie rękoma, jak tonąca, kopała nogami i chwytała powietrze.
Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/52
Ta strona została skorygowana.
— 42 —
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/8/84/Karol_May_-_W_w%C4%85wozach_Ba%C5%82kanu.djvu/page52-1024px-Karol_May_-_W_w%C4%85wozach_Ba%C5%82kanu.djvu.jpg)