Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/488

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   460   —

— Tak. Przybyłeś wprawdzie trochę prędzej, ale posłano po was policyę, więc zostaliście aresztowani. Jesteście mymi więźniami.
— W takim razie jesteś w wielkim błędzie!
— Jestem kodża baszą i nie mylę się nigdy. Zapamiętaj to sobie!
Wypowiedziawszy to tonem bardzo surowym, kiwnął głową tak, że zląkłem się, iż rzuci nią za mną. Wyglądał istotnie niepokojąco.
— Wobec tego ja udowodnię ci, że mimo to nie masz słuszności. Nie istnieje na świecie kodża basza, któremu pozwoliłbym nazywać siebie więźniem.
Po kilku szybkich krokach, skierowanych ku koniowi, byłem w siodle.
— Zihdi, przez bramę i na dwór? — zapytał Halef.
— Nie, zostaniemy. Utoruję tylko drogę do bramy.
Kary odgadł niemal mój zamiar. Jął podskakiwać ciągle wpoprzek swem wspaniałem ciałem ku bramie i znów z powrotem, wyrzucał przedniemi i tylnemi nogami i parskał nozdrzami tak, że tłum zrobił mu miejsce czemprędzej i przycisnął się trwożnie do ściany.
— Zamknijcie bramę! — krzyknął sędzia na kawasów.
— Kto dotknie bramy, tego na śmierć stratuję! — zagroziłem.
Ani jeden z kawasów nie ruszył się z miejsca. Kodża basza powtórzył rozkaz, ale bez skutku, bo go nikt nie usłuchał. Wziąłem do ręki harap, a to wydało się tym ludziom zbyt niebezpiecznem.
Najechałem tak blizko na urzędnika sądowego, że mu koń niemal w twarz parsknął. Urzędnik odskoczył wstecz, wyciągnął przed siebie w celu obrony długie, chude ręce i zawołał:
— Na co ty się ważysz? Czy nie wiesz, gdzie się znajdujesz i kim ja jestem?...
— Wiem bardzo dobrze, ale ty nie masz pojęcia, kogo widzisz przed sobą. Wniosę zażalenie na ciebie u twego przełożonego, makredża z Salonik. On cię