Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/465

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   439   —

cygański, brudni ludzie i bydło wychudłe. Takie są tu wszystkie miasta.
Oglądnąwszy się przy jakiejś sposobności, zauważyłem tego łapserdaka, który stał przedtem na rogu ulicy. Dreptał zwolna za nami; przypatrzywszy mu się dokładniej, nabrałem przekonania, że nas śledzi. Z jakiego powodu? Domyślałem się.
Wreszcie wskazał Ibarek na wielką otwartą bramę nad którą widniał wół krwawy.
— Oto jest — powiedział.
— To wjeżdżajcie! Ja udam, że jadę dalej.
— Czemu?
— Idzie za nami jakiś drab, któremu pewnie Mibarek kazał śledzić, gdzie zajedziemy. Chcę mu zrobić niespodziankę.
Towarzysze skręcili w otwartą bramkę, ja zaś pojechałem trochę dalej.
Zjawienie się nasze wywołało sensacyę. Wszędzie stawali ludzie i przyglądali się nam ciekawie. Mimoto szpiega miałem na oku.
Teraz zawróciłem i objechałem krótkim łukiem.Mogłem to zrobić, ponieważ konak nie leżał w uliczce, lecz na małym placyku. Stali tam ludzie i patrzyli częścią na konak, częścią na mnie. Mój wspaniały karosz zajmował widocznie ich uwagę. Puściłem go w zgrabne łukowate podskoki i zaprowadziłem tak na miejsce, gdzie zatrzymał się podejrzany człowiek.
Miał na sobie szerokie spodnie i krótką bluzę. Oboje łączył szal, owinięty dokoła bioder.
Wydałem ze siebie gwizd, który podniecał zawsze ogiera do cwału. Posłuchał i rzucił się naprzód. Rozległ się powszechny wrzask i wszystko zaczęło się cofać. Myślano pewnie, że koń mnie unosi.
Szpieg był tak zajęty swojem zadaniem, że nie pomyślał o ucieczce odrazu. Po chwili dopiero podniósł w górę ręce z przerażenia i zaryczał, jak mógł najgłośniej, widząc, że koń wali wprost na niego. Może chciał tym krzykiem konia odstraszyć, bo już było na