Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/423

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   399   —

zać, przyoblekają się w ciała i właśnie wtedy można je złapać, zatykając wszystkie otwory tak, że się wymknąć nie potrafią.
— To dla mnie coś nowego. Oglądnę sobie zwłoki tych sześciu duchów napewno.
— Ja cię zaprowadzę. Pójdę także na górę i do ruiny, skoro tego zażądasz, ale tylko za dnia. W nocy nikt mnie tam nie zaciągnie.
— Może nikt nie będzie od ciebie wymagał takiego bohaterstwa. Ale mam się jeszcze o coś innego spytać. Czy byłeś już kiedy w Radowicz?
— Tak, nawet bardzo często. Byłem i dalej.
— Czy znasz miejscowość Zbigancy?
— Byłem tam tylko raz przez jedną godzinę. To mała nora, leżąca pomiędzy dwoma rzekami.
— Znam te rzeki obydwie. To Bregalnica i Sletowska. Czy masz tam znajomych?
— Niewielu.
— A rzeźnika Czuraka znasz?
— Nie.
— To wielka szkoda!
— Czemu, effendi?
— Chciałem się o nim czegoś od ciebie dowiedzieć.
— Zapytamy o niego w Ostromdży. Znajdę już kogoś, co go zna.
— Zostaw to lepiej mnie. To pytanie musi być bardzo ostrożne. Nikomu nie wolno wiedzieć, że ja się nim zajmuję. Tam w górze, w okolicy Zbigancy, musi się znajdować miejsce, zwane chatą w parowie. Czy słyszałeś już tę nazwę?
— Coś mi tak.... ale nie mogę sobie przypomnieć.
— Więc niech tak będzie, jak gdybym cię wcale o to nie pytał.
— Czy łączy się z tem jaka tajemnica?
— W istocie.
— Patrz, więc i ty masz tajemnice! Jesteś tylko powściągliwy i nie zdradzasz się z niemi. Gdy zaś ja