Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/380

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   356   —

— Idźcie do pani i powiedzcie, żeby wam dała cztery serwety i tyleż ręczników. Mężowie, których gościmy, jeździli dużo po świecie i są ludźmi dostojnymi. W takim razie nie poskarżą się, że ich źle przyjął konakdżi Ibarek.
A zatem Ibarek nazywał się ten uważający człowiek, który posiadał nawet serwety! Zapowiadało się, że nam wszystko będzie smakować. Gospodarz oddalił się, żeby parobkom wydać wspomniane polecenia. Następnie przyniesiono nam serwety i ręczniki. Te drugie wydały mi się zbytecznymi, nie dostaje się ich nawet w pierwszorzędnych hotelach na Zachodzie.
Gdy rozdawałem serwety towarzyszom, bawił mnie w duszy widok ich spojrzeń, zwróconych na mnie pytająco. Nie wiedzieli, co począć z tem i czystemi, białemi rzeczami. Mały hadżi jedynie miał odwagę narazić się na wyśmianie z mojej strony i zapytał:
— Zihdi, co robić z temi chustkami? Na stole już leży wielki obrus.
— To też nie są obrusy.
— Maszallah, cud Boży! Czy to może chustki do nosa? Wszak nikt z nas nie ma kataru.
— I to nie. Te chustki podwiązuje się tak, jak wam to zaraz pokażę, aby potrawami nie poplamić ubrania.
— Allah akbar, Boże wielki! Ależ ci dostojni ludzie, to są z pewnością niezgrabiarze, skoro potrzebują osobnych zasłon, aby zanieść potrawy do ust i nie rozsypać po ubraniu. Ja nauczyłem się jadać porządnie, a bluza moja daremnie łakomiłaby się na ten smaczny sok z melonów.
Podwiązałem sobie umyślnie niezręcznie serwetę pod brodą. Ponieważ towarzysze naśladowali mnie dokładnie, przeto siedzieliśmy jak dzieci, którym mamusia wsuwa do ust gęstą kaszkę na mleku. Cieszyło mnie to niezmiernie.
Podczas jedzenia spostrzegłem, że konie za dom wyprowadzono. Gospodarz, jako rzetelny muzułmanin,