Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/370

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   348   —

zbiór zeszłoroczny. Dał równo sto funtów. Właśnie w chwili, kiedy położył je tu na stole, same złote funtówki, przybyło trzech obcych, którzy zapytali mnie, czy mogą się u mnie przespać. Przywitałem ich i zaniosłem pieniądze do sypialni. Stamtąd mi to ukradli.
— Jak się wzięli do tego? Czy tak łatwo dostać się do twej sypialni? Czy ma także tylko ściany z prętów jak te?
— O nie. Znajduje się w tylnej części domu i składa się z dwu ścian domu i dwu silnych ścian ceglanych, sięgających do dachu. Drzwi są mocne i obite żelazem. Zarządziłem te środki bezpieczeństwa, bo przechowywuję tam wszystko.
— Jak tam weszli złodzieje? Skąd wiedzieli wogóle, że tam trzymasz pieniądze?
— Należy zważyć, że wszystkie ściany są tu z plecionki i że się łatwo odsuwają. Dzięki temu mógł jeden z nich pójść za mną i podpatrzyć, gdzie zaniosłem pieniądze. Potem wyszedł za dom, aby przez okno zajrzeć, gdzie je schowam. Gdy je zamknąłem, wydało mi się, że usłyszałem szmer jakiś na dworze. Podbiegłem ku otwartej okiennicy i zacząłem nadsłuchiwać. Doleciał mnie odgłos oddalających się kroków. Wróciwszy, nie zastałem jednego z gości. Wrócił po kilku chwilach.
— Czyż cię to nie uderzyło?
— Nie zaraz. Kroki, które mnie doleciały, mogły pochodzić od któregoś z moich parobków, zajętych w tym czasie zwykle za domem. Później dopiero, gdy zauważyłem brak pieniędzy, zastanowił mnie ten szczegół. Zapytałem potem służących, a jeden z moich robotników powiedział, że o tej porze chodził do zagrody owiec i spotkał tam obcego, idącego od strony sypialni.
— A czy nie wiesz przypadkiem, w jaki sposób dokonano kradzieży?
— To jest dla mnie jeszcze dotąd zagadką. Kiedy udawałem się na spoczynek, było już bardzo późno, kilka godzin po północy. Grałem, wygrałem pewną