Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/357

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   335   —

— Co ci na myśl przychodzi, panie! — rzekł przestraszony. — On wyrzuciłby nas za drzwi!
— Zapewniam cię, że przyjmie nas wprawdzie bardzo nieprzychylnie, ale rozstaniemy się bardzo przyjaźnie. Pogodzisz się z nim zupełnie.
— Jak doprowadzisz do tego?
— Teraz nad tem pomyślę i dlatego pozwól mi spocząć.
Nie chciał przystać na to. To, co przeżyliśmy przed domem, było zagadką dla niego, a tego, co mu o tem powiedziałem, nie umiał sobie wytłumaczyć. Prosił o wyjaśnienie; uważałem jednak za stosowniejsze kazać mu czekać aż do przekonania się, że niema upiorów, ani strachów. Wyszedłem przeto z Halefem, nie odpowiadając na żadne pytania, i udałem się na wspomniany pagórek. Osko i Omar spali już tam. Nie mówiliśmy nic z sobą.
Parobek ów postanowił zemścić się w ten sposób za odmowę, że ogłosił zmarłą córkę kerpiczego upiorem.
To nie ulegało wątpliwości. Nazajutrz rano chciałem ptaszka wziąć na przesłuchanie i zmusić do wyznania.
Ponieważ byliśmy wszyscy znużeni, sen wkrótce skleił nam oczy, ale mój sen był bardzo lekki. Miałem przeczucie, że nas jeszcze coś spotka.
Czy mi się śniło, czy też była to rzeczywistość, dość, że usłyszałem łoskot, jakby ruszono z posad kamień, który stoczył się potem w zarośla. Podniosłem się nadsłuchując. Tak, istotnie zbliżały się kroki nie jednego, lecz kilku ludzi.
Coprędzej pobudziłem przyjaciół. Kilka cichych słów wystarczyło do pouczenia, o co chodzi; skoczyliśmy w kierunku przeciwnym do odgłosu kroków w zarośla.
Zaledwieśmy przykucnęli, ukazali się po drugiej stronie ludzie, którzy nas w sposób tak nielitościwy snu pozbawili. Pod jaworem było wprawdzie ciemniej niż pod wyiskrzonem gwiazdami niebem, mimo to można było rozeznać dokładnie cztery osoby. Pierwsza z nich