Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   274   —

kobietę. Nie wiedziałem, że była chrześcijanką, lecz zauważyłem później, że chciała uwieść moją żonę. Napędziłem ją. Od tego czasu stawała się Hara cichszą i coraz cichszą, płakała od czasu do czasu i zasłabła. Zaczęła kaszleć i traciła coraz to więcej na siłach.
— Więc byłeś dla niej zbyt surowy?
Odpowiedział dopiero po chwili:
— Czy miałem pozwolić, żeby porzuciła prawdziwą wiarę?
— A jednak to nastąpiło. Ze zgryzoty z powodu twej surowości zachorowała żona i umarła. Urządziła sobie ołtarz w zaroślach, aby wzorem chrześcijan móc się modlić do Wszechmogącego. Umarła podczas modlitwy. Niechaj teraz pokój nastanie między wami!
— Czyś ty może chrześcijanin?
— Tak.
Patrzył mi długo w oczy. Walczył z sobą. Następnie podał mi rękę i rzekł;
— Tyś temu nie winien, że jesteś niewiernym i że ona uwierzyła waszym naukom. Zaprowadź do niej mnie i moje dzieci!
— Możebyś zostawił chłopców. Jeszcze dość napatrzą się na oblicze zmarłej.
— Masz słuszność. Chodźmy sami!
Towarzysze moi stali jeszcze pod drzwiami. Ujrzawszy ich, powiedział kapitan:
— Myślałem, że sam jesteś, gdyż nie widziałem, gdyście nadjeżdżali. Jesteście moimi gośćmi. Tam jest stajnia, a tam właściwe mieszkanie. W wieży ja sam tylko mieszkam. Niema wprawdzie w domu nikogo, ale idźcie tam i niech się wam zdaje, żeście w domu.
— A gdzie jest wachmistrz? — spytałem.
— Nie znalazł nikogo i poszedł pewnie szukać nieobecnych. Wszyscy wyszli na poszukiwania za zaginioną.
Towarzysze moi pojechali do wskazanych sobie budynków. Halef wiódł Riha za cugle. Na widok konia