Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   241   —

znaczy? Nikt nie weźmie mi tego za złe, jeśli cię za to zabiję. Taka hańba da się zmyć tylko krwią.
— A kto zmaże ją z czci dziewczyny, którą przedtem obić kazałeś?
— Czy dziewka ma cześć? — odparł z szyderczym uśmiechem. — A co ty się troszczysz o moje sprawy? Wolno mi moją czeladź karać, jak mi się spodoba!
Pod tym względem miał słuszność wedle zwyczajów tamtych okolic, nie mogłem jednak pozwolić, żeby mię pobił słowami. Skoro raz już zacząłem, musiałem się przebić, więc odrzekłem:
— W mojej obecności nie pozwolę na nieludzkie postępowanie. Użyłem na ciebie harapa, bo uchybiłeś grzeczności, jaką mi jesteś winien. Za taką obrazę odpłacam tylko harapem. Już nawykłem do tego.
— Co za pan jesteś właściwie? Ile buńczuków darował ci wielkorządca? Każę ja to zbadać czemprędzej.
Zwracając się do parobków, dodał:
— Ostrzegam was, żebyście go nie puścili. Zaraz wrócę!
— Czy chcesz pójść po kiaję? — spytałem.
— Tak. Oddam cię w ręce sędziego. Niech ci pokaże piękne mieszkania w tutejszym kryminale.
— To sprowadź kiaję! Zaczekam z przyjemnością; nie potrzebujesz tych ludzi stawiać jako dozorców. Gdybym chciał odejść, nie pytałbym się o ich pozwolenie. Zatrzymam się, aby ci udowodnić, że sam jesteś na drodze do aresztu.
Gospodarz wybiegł po brudzie i błocie przez bramę, ja zaś otworzyłem drzwi, poza któremi zniknęła dziewczyna. Prowadziły one do komory na przechowywanie narzędzi rolniczych i tym podobnych przedmiotów. Zapłakana i skurczona z bolu siedziała dziewczyna na kupie słomy. Chciałem jej zadać kilka pytań, ale poczułem, że mnie ktoś z tyłu pochwycił. Odwróciwszy się, ujrzałem żonę gospodarza, która mnie usiłowała odciągnąć. Bała się, jak się zdawało, zeznań dziewczyny.
— Czego tu szukasz? — rzekła — Precz stąd!