Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   224   —

okolice nieznane. Trzeba było przytem jechać szybko, żeby żebraka wyprzedzić,
Z kwadrans mknęliśmy obok siebie w milczeniu. Każdy oddał się w ciszy swym myślom. Nie mieliśmy przed sobą drogi, lecz wolne pole. Rih nic sobie z tego nie robił; oczy jego przyzwyczajone były nawet do takiej ciemności.
Wreszcie Szimin zapytał:
— Panie, czy przypominasz sobie naszą rozmowę, którą przerwało niestety przybycie tego Mosklana? Siedzieliśmy w drzwiach mojego domu.
— Bardzo dokładnie.
— Chciałeś mi dowieść, że wy chrześcijanie lepsi jesteście, niźli myślałem.
— Wszędzie istnieją ludzie dobrzy i źli, a zatem pośród chrześcijan i muzułmanów. Nie miałem zamiaru mówić o chrześcijanach, lecz o chrześcijaństwie.
— Czy sądzisz, że ono lepsze od naszej nauki?
— Tak.
— Trudno ci będzie tego dowieść!
— O, nie. Weź Koran i naszą biblię i porównaj! Najwspanialsze objawienia przejął wasz prorok z naszej księgi. Czerpał z nauk Starego i Nowego Testamentu i przerobił te nauki dla ówczesnych warunków swojego ludu i kraju. Te warunki już się zmieniły. Nie tylko dziki Arab jest obecnie wyznawcą Islamu i dlatego stał się dziś Islam dla was kaftanem bezpieczeństwa, w którego uścisku męczycie się beznadziejnie. Nasz Zbawiciel przyniósł nam naukę miłości i pojednania, nie powstałą z obyczajów jednego ludu pustyni. Wypłynęła ona z Boga, który jest miłością, jest wieczny i wszędzie obecny; obejmuje ona wszystkich ludzi, wszystkie ziemie i słońca, nie może uciskać, lecz uszczęśliwiać jedynie. Nie walczy ona mieczem, lecz łaską. Nie spędza ona ludów batogiem, lecz zwołuje je głosem kochającej matki, która chce dzieci swoje połączyć u swego serca.
— Mówisz o miłości, a jednak wam jej brakuje!