Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   185   —

— To pyszne! Widziałem, jaki skutek wywarła ta spinka.
— Czy powiesz jeszcze kiedy, że nie jestem rozumny?
— Nie, jesteś wzorem mądrości!
— Tak, ale czasem pozwalam uciekać kawasom! Potem pojechaliśmy w Dżnibaszlu wprost do piekarza. Zastaliśmy tylko jego żonę i córkę. Effendi, ujrzawszy starą, omal nie zemdlałem! Czy widziałeś kiedy, jak w ulu wygląda?
— Tak.
— Jest tam matka z brzuchem, wydętym jak balon. Powiadają, że składa po tysiąc jajek dziennie. Zihdi, ta kobieta wydała mi się zupełnie podobną do matki pszczół.
— Ale ma dobre serce!
— Tak, ona i córka mnie ostrzegły. Wysłano pomocnika z jakiemś poleceniem, potem przybył kawiarz z Ismilan i mówił z piekarzem o tobie, a następnie wyruszyli co prędzej. O tem powiedziała nam córka Ikbala, Lękała się także o sahafa Alego, który jedzie teraz za nami. Prosiła mnie, żebym pojechał za tobą. Byłbym zrobił to sam od siebie.
— Przybyłeś w sam czas, kochany Halefie!
— Tak. Śpieszyłem się, ale byłem ostrożny. Usłyszałem rżenie konia. Ujrzałem wyrąb z chatą, a przy niej twojego Riha i inne konie. Znajdowałeś się w chacie wśród wrogów; wzięli cię zapewne w niewolę. Trzej jeźdźcy byliby zniewolili twych przeciwników do ostrożności, ale jeden nie wydał im się niebezpiecznym. Dlatego ukryłem Oskę i Omara za drzewami i powiedziałem im, co mają czynić. Potem podjechałem ku chacie.
— To było i przezornie i odważnie z twej strony. Dowiodłeś, że ci można zaufać.
— O, effendi, jesteś moim nauczycielem i przyjacielem: Wiesz, co stało się dalej.
— Tak, ale czemu nie zostałeś przy chacie?
— Czy miałem pozwolić, żeby ci ukradziono Riha?