Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   146   —

— Gene nerde dir — gdzie ta barania wesz!
To było dosadne określenie! Jeśli my chcemy dobitnie określić człowieka głupiego, to nazywamy go „baranią głową“, Turek zaś posługuje się słowem „kojundżi“ czyli baran. Mnie jednak uważał obecny interlokutor za tak głupowatego, że słowo „kojundżi“ byłoby dla mnie niezasłużonym zaszczytem. Dlatego nazwał mnie „gene“, czyli barania wesz.
Zaświerzbiało mnie w dłoni i oto... udało mi się złożyć obie ręce w pięści, jak przedtem jedną. Czułem całkiem wyraźnie, że żyję jeszcze, że wcale nie umarłem. Przynajmniej bardzo ziemskiem było życzenie moje w tej chwili. Odnosiło się ono do wcale nienadziemskiej czynności, wyrażanej przez Turka trzema równoznacznymi wyrazami „dyjmek, wurmak i dajak jedirmek“, a u nas sympatycznem słowem „obić“.
Skąd to, że głowa już mnie tak nie piekła, ani nie bolała? Zarazem wydawało mi się, że zmalały znacznie jej pierwotne rozmiary.
— Kulibede dir — jest w chacie — powiedział żebrak.
— Cindżirde-a — ale związany? — spytał ten, który nazwał mnie baranią wszą, a którego głosu nie znałem.
— Ewwet andżak dejil la iladż — tak, jednakże niepotrzebnie.
— Niczyn — czemu?
— Czynki dir myteweffa — bo nie żyje.
Głosy zamieniły się w mruczenie. Dopiero po pewnym czasie usłyszałem głośny rozkaz:
— Onu bana giosteryn — pokażcie mi go.
Weszli do chałupy, a żebrak powiedział:
— Bunda jatar — tu leży.
Jakaś ręka spoczęła na mojej twarzy i leżała tak czas jakiś badawczo; cuchnęła, jak szewska smoła.
A zatem nie straciłem zmysłu powonienia, nie byłem więc ostatecznie nieżywy. Tymczasem rzekł właściciel ręki:
— Sowuk olymin gibi — zimny jak śmierć!