Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   130   —

— Allahy sewerzin — Na Boga! Dlaczego mówisz o Szucie?
— Czemu trwożysz się, gdy o nim mówię? Skąd zapatrywanie, że musimy się porozumieć co do dywanów? Czyż należą do ciebie?
— Nie, nie!
— Czy wiesz, kto je tam ukrył?
— Także nie.
— A zatem możesz być spokojnym. Ja natomiast muszę pójść do kiaji, aby go zawiadomić o tem, co znalazłem.
— Nie będziesz miał z tego żadnego pożytku!
— Należy bez względu na własną korzyść pełnić swoją powinność,
Był w ogromnym kłopocie. Stanął nawet przed drzwiami, aby mnie nie wypuścić i rzekł:
— Ktoś ty właściwie, że przybywszy tu jako obcy, mięszasz się do naszych spraw?
— Czy umiesz czytać?
— Tak.
— No, to ci coś pokażę.
Wydobyłem i pokazałem mu swój paszport podróżny, ale tylko tak, żeby mógł pieczęć zobaczyć i zapytałem:
— Czy znasz to?
— Tak, to mohur wielkorządcy.
— A więc zawiadamiam cię, że posiadam mohur i uwięziłem ajenta Pimozę.
— Panie! Effendi! Jesteś urzędnikiem policyi? — wybuchnął z przerażeniem.
— Nie mam obowiązku odpowiadać. Ale ja zaaresztuję tak samo ciebie, oraz Dezelima z Ismilan, skoro się tu tylko pojawi.
— Mnie aresztować?
— Tyś powiedział.
— Za cóż?
— Za dywany i z wielu innych powodów.
— Effendi, jestem człowiekiem uczciwym!