Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   89   —

Zostawiłem oczywiście na ziemi, co na niej leżaoł i starałem się tylko doścignąć dobroczynnego dostawcę tych pożywnych przecinków. W pośrodku nieuprawnej płaszczyzny znajdowała się wysepka zarośli. Skręciłem poza nią i oto stał ten dobroczyńca i to w bardzo ziemskiej postaci. Była to jedna z tych istot, którą Arabowie nazywają baghl, Turcy katyr, uczony Zachód equus hinnus, a Polacy mułem.
Stał tu i jadł. Ale co? Oto nie bułki, które tak bardzo smakowały mojemu koniowi, lecz cukierki, drogie, słodkie cukierki, takie same, jakie panie na Zachodzie chrupią na deser, a wschodnie piękności przez cały dzień obracają między czerwonemi wargami i czarnymi zębami. Niektórzy twierdzą, co prawda złośliwie, że te słodycze i na Zachodzie uwzględnia się także poza deserem.
Zeskoczyłem z konia po raz trzeci. Muł popatrzył najpierw na mnie, potem na konia, odszedł na bok, nie poczuwając się do żadnej winy, bez najmniejszego zrozumienia, że sprzeniewierzenie, a następnie użycie cudzego dobra podpada bezwzględnej karze ze strony sędziego. Chyba że zdawał się na znane mu już okoliczności łagodzące. To jednakowoż było mi obojętne, bo nawet zupełna nieznajomość ustawy nie chroni przed jej skutkami. Zacząłem zatem, żeby się dyplomatycznie wyrazić, bliżej badać sprawę słodyczy.
Muł dźwigał na plecach coś osobliwego; na poły juki, a na pół damskie siodło. Po obu bokach przymocowane były kosze, których zawartość stanowiły bułki i cukry. Bydlę spłoszyło się z jakiegoś powodu i poniosło. Sznury, którymi kosze były przytwierdzone, rozluźniły się podczas pędu, a część ich zawartości rozsypała się po drodze. Następnie wpadł muł na nieszczególny pomysł wtargnięcia w krzaki, i zaczepił się przytem o nie wiszącemi lejcami.
Stał jeszcze zaplątany jako obraz udowodnienia zbrodni. Ja byłem tą gniewną Erinją, mściwą Eumenidą — ale złoczyńca żuł dalej słodycze. Czyżby ufał