Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
W SIDŁACH SEFIRA

Pojechaliśmy dalej i po niecałej godzinie ujrzeliśmy przed sobą khan. Skierowaliśmy konie ku bramie. Gdy stanęliśmy przed dworem, pierwszy rzut oka przekonał nas, że karawana jest już na miejscu. Prócz niej znajdowały się tutaj liczne grupy pielgrzymów i „karawana śmierci“, której członkowie skromnie kryli się po kątach, bowiem transport ochmistrza dworu był tak wspaniale wyposażony, że nikt nie śmiał się zbliżyć do jego ludzi. Jednakże my wjechaliśmy bez żenady wprost między tłumy.
To niewymuszone zachowanie się wzbudziło niezadowolenie; pochwyciliśmy pomruki i zauważyliśmy nieprzyjazne spojrzenia, któremi jednak nie przejęliśmy się zbytnio.
Karawana składała się z dwunastu dobrze uzbrojonych jeźdźców, przybyłych na koniach, i z sześciu jucznych wielbłądów obładowa-