Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie przyjdzie wam na myśl odtrącać nas nogą, lecz powitacie nas całem sercem i całą duszą. Zapamiętaj sobie tę przepowiednię — przypomnę ci ją!
Odjechaliśmy, nie zwracając uwagi na rzucane wślad za nami wyzwiska. Khandżi wraz ze swymi asaker podążył do bramy; dałem jemu i ludziom wyczekiwany bakszysz, za co skłonili się głęboko, życząc nam szczęścia na dalszej drodze.
Gwoli bezpieczeństwu i aby zmylić Persów na wypadek, gdyby chcieli zdradzić Sefirowi powzięty przez nas kierunek, pojechaliśmy drogą, wiodącą do khan Nasrijeh, tak daleko, jak oko ludzkie sięga, potem zawróciliśmy na lewo i nawprost, przez dzikie pole, ruszyliśmy ku Eufratowi.
Halef, swoim zwyczajem, przemyśliwał najpierw milcząc nasze ostatnie spotkanie; potem gdy wszystko dobrze rozważył, zapytał:
— Powiedziałeś temu najgłupszemu z perskich ochmistrzów, że nas wkrótce zobaczy. Czy to był tylko wybieg, czy też doprawdy sądzisz, że niezadługo znów się z nim spotkamy?