Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trzeba będzie uciec się do sposobów, a mianowicie porwać bądź szeika, bądź jakiego innego znakomitszego wśród Kelurów wartogłowa i zażądać od nich wymiany na nasze konie. Zresztą, niema sobie nad czem łamać zbytnio głowy, mój kochany Halefie, bo niebawem sprawa sama się wyjaśni. Jeżeli kismet przeznaczył cię do odegrania dziś roli bohatera, to kurtyna podniesie się w bardzo krótkim czasie.
— Tak sądzisz? — zapytał uradowany z pochlebstwa Halef. — Więc jak kismet zechce, niechaj się tak stanie. Jako batal (bohater) uczynię wszystko, abyś był ze mnie zadowolony. Ale skąd wnosisz, że kurtyna już w tak krótkim czasie pójdzie w górę?
— Na takie przypuszczenie naprowadza mię wybieg szeika. Bo dlaczego nie rozdzielił swej bandy zaraz za wsią, lecz aż tutaj? Widocznie niedaleko stąd znajduje się obóz. Ale uważaj! Zdaje się, że nie będzie można jechać dalej!
Dolina, którą przebywaliśmy, skręcała tutaj na lewo, tworząc kąt ostry. Ślady Kelurów jednak nie szły w tym kierunku, lecz prowadziły prosto na przełaj w górę. Halef chciał popędzić w owe tropy, lecz go powstrzymałem:
— Ani kroku dalej! Jeżeli istotnie jesteśmy w pobliżu obozu, to na górze ustawione są niezawodnie widety, i dlatego musimy być ostrożni. Zostaniesz tutaj i potrzymasz mego konia, a ja podejdę pieszo na pagórek zobaczyć, czy możemy puścić się dalej bez przeszkody. Pamiętaj jednak, że nie

98