Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Z czego to wnosisz, effendi?
— Z różnych okoliczności. Wiesz przecież, iż Akwil, chcąc dobić targu z Kelurami, nie szukał ich długo; wiedział zatem zgóry, gdzie się znajdują. A nie przyszłoby mu to łatwo, gdyby stanowili gromadę, złożoną zaledwie z czterdziestu jeźdźców, gdyż bandy takie są bardzo ruchliwe i w krótkim czasie przerzucają się z miejsca na miejsce, tak że nigdy nie można wiedzieć na pewno, gdzie obozują w danej chwili. Że zaś Akwil znał dokładnie miejsce pobytu Kelurów, przypuszczać trzeba, iż jest to większy oddział, niezdolny do zbyt szybkiego ruchu. Zdaje mi się, że potwierdzisz to moje zapatrywanie?
— Ależ oczywiście, effendi! Lecz jeżeli sprawa przedstawia się w ten sposób, to nie pójdzie nam tak gładko, jak przypuszczałem... Byłem tej myśli, iż, skoro dopędzimy złodziejów, zaczniemy strzelać i rozbijemy całą bandę w jednej chwili.
— Co mówisz! Tego nawet nie uczynilibyśmy, gdyby ich było tylko czterdziestu, — bo coby nam z tego przyszło, gdybyśmy przypadkiem zastrzelili Riha?
— No, przecież nie każda kula trafia...
— To prawda. Ale zachodzi tu druga okoliczność; mianowicie, gdyby wystrzelono do nas z czterdziestu odrazu karabinów, to bardzo jest możliwe, że bodaj dwa strzały byłyby celne. Wiem, żeś dzielny wojownik i że zdolny jesteś sam jeden iść na stu nieprzyjaciół; ale dzielność a zuchwałość to dwie odrębne rzeczy. Prawdziwa dzielność i odwa-

89