Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mój mąż i pan zmuszony byłby sprzedać wszystko, co ma, i zostać żebrakiem.
— Wyszła z izby, a Halef uśmiechnął się tajemniczo i zapytał:
— Czy ty naprawdę chcesz... ukraść konie, mój kochany sihdi?
— Pożyczyć tylko, Halefie. Przecież nie mamy innego wyjścia...
— Ależ owszem! Mnie się to nawet bardzo a bardzo podoba i chętnie się na to zgadzam. Ale co myślisz, sihdi, o naszej gospodyni?
— Że to bardzo mądra kobieta.
— Och, prawda! Mądrzejsza o wiele od swego męża. Ale, co to za kobieta, za którą mamy postępować?
— Ona sama.
— I ja tak myślę... Bardzo często głowa mężczyzny niewiele się różni od próżnej butelki, podczas gdy w głowie kobiety można zawsze znaleźć bodaj piastra, a choć się owego piastra wyjmie z tej dziwnej skarbony, jednak pozostanie tam zawsze jeszcze jeden piaster w zapasie. Niebawem zacznie świtać, a musimy do tej pory mieć konie, nie traćmy zatem czasu, effendi, i chodźmy!
Zabraliśmy karabiny, siodła i koce i wyruszyliśmy. Mieszkańcy miasteczka jeszcze zajęci byli koło pożaru, więc przedostaliśmy się niepostrzeżenie aż na koniec wsi, gdzie dostrzegliśmy czekającą na nas kobietę z zasłoniętą do połowy twarzą, z kijem w ręku. Była to oczywiście nasza gospodyni (choć później za nic przyznać się do tego nie

83