Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wprawdzie, jakoby był Kurdem, lecz nie wierzyłem mu. Miałżeby zatem być synem tego Akwila, o którym mówisz?
— Tak jest, emirze.
— Wiedziałaś o tem, a jednak wpuściłaś go do domu?!
— Nie wiedziałam; dopiero oświadczył mi to Szir Samurek; kazał mi to powiedzieć, abyś pękł ze złości; to były jego własne słowa.
— Dobrze! A teraz powiedz mi, czy obecność Salego Ben Akwila ma związek z bytnością jego ojca?
— Nie; syn nie wiedział, że jego ojciec był przed nim w gospodzie. I o tem dowiedziałam się od szeika Kelurów. Jednak muszę ci zakomunikować coś najważniejszego. Oto między Kelurami a Bebbejami trwa obecnie zatarg, a powodem niezgody jest to, że Akwil zabił przed dwoma laty jednego Kelura. Kelurowie wymagali za to okupu, ale Akwil nie mógł się na to zdobyć, i dopiero obecnie nadarzyła mu się ku temu sposobność. Wyszukał więc Kelurów, którzy niedaleko stąd obozują, i...
— Wiem, co chcesz dalej powiedzieć... Mój wierzchowiec ma służyć za okup.
— Tak jest. Ani mąż, ani ja nie mieliśmy pojęcia, co to za człowiek gości u nas. Wtem nadjechaliście wy. Dowiedział się, kim jesteście, i obejrzał wasze konie, które bardzo mu się podobały... A co do pieniędzy, to jeszcze przedtem postanowił je ukraść. Gdy mu się to udało, wsiadł na naszego konia i pojechał do Kelurów ugodzić się z nimi co

75