Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szedłem za jego przykładem. Jedząc, zagadnąłem obcego:
— Powiadasz, że bywałeś w wielkich miastach? Czy nie mógłbyś mi powiedzieć, w jakich mianowicie?
— Zwiedziłem wszystkie kraje padyszacha i nawet całą Persję, gdyż wędruję od miasta do miasta, oznajmiając wiernym, że bliski już jest czas przyjścia „obiecanego“ (Mahdi).
— A skąd-że ty wiesz o tem?
— Mówi mi to we dnie i w nocy mój własny głos wewnętrzny. Ale ty, jako chrześcijanin, nie możesz tego zrozumieć ani pojąć. Powiem wam raczej o miastach, w których przebywałem przez czas dłuższy, oddając się studjom nad koranem.
— W których-że to miastach przebywałeś?
— Z początku byłem w Persji, bo kraj ten leży w sąsiedztwie mojej ojczyzny. Uczyłem się w Teheranie i Ispahanie, ale ze względu na „psy“, to jest szyitów, których niechaj Allah wytępi, musiałem już po upływie zaledwie roku powędrować do Stambułu. Tam znalazłem bardzo mądrych i pobożnych nauczycieli, ale i oni nie byli tymi, jakich poszukiwałem, więc przedsięwziąłem stąd podróż z wielką hadż (karawana pielgrzymów) do świętych miast Mekki i Medyny. W Mekce nabyłem hamail (poświęcony koran), który noszę na piersi, jak to czyni każdy hadżi. W Medynie pozostawałem czas dłuższy, ucząc się u sławnego muderriego (profesor); wykłady jego umiem prawie na pamięć.
Tu Halef nie wytrzymał już dłużej i ozwał się:

36