Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dobre dusze to, coby je mogło uszlachetnić i oświecić w prawdziwej wierze. A wiedziałem i czułem to, że nasiona Boże padną na grunt odpowiedni. Opowiadałem więc zdarzenia i proroctwa ze Starego Zakonu, dotyczące przyjścia Zbawiciela, następnie Jego narodzenia, życia, cudów, męki, śmierci, zmartwychwstania i wniebowstąpienia, wplatając w swą opowieść zręcznie wszystko to, coby mogło dać pojęcie Kelurom o zasadach wiary chrześcijańskiej.
Słuchano mię z wielkiem skupieniem i z niebywałem zajęciem, aż wreszcie Szir Samurek zauważył:
— Ależ, effendi, myśmy dotychczas o tem wszystkiem nie słyszeli!
— Wiem o tem; wyznało mi to już wielu muzułmanów, którzy, nie słysząc ani słowa z nauki Chrystusa, gardzili nią, dopóki o niej pojęcia nie nabrali. Czyż więc nie jest największą głupotą potępiać to, czego się wcale nie zna?
— Masz słuszność... Ale mówiłeś nam, że Iza Ben Maryam czynił cuda. Czy to jest dowiedzione, co nam o nich opowiadałeś?
— Tak, jest to najistotniejsza prawda.
— A dlaczego zatem i obecnie nie dzieją się wśród was żadne cuda?
— O, właśnie że się dzieją.
— Wśród was?
— I wśród nas i wśród was.
— Nigdy jeszcze nic takiego nie widziałem!
— Bo masz oczy zamknięte. Otwórz je tylko,

220