Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

powiedział Szir Samurek, gdy twierdziłeś, że was uratuję?
— Nie wiem, o co pytasz...
— Przypomnij sobie słowa szeika, które ci rzekł tam, w obozie: — „Przysięgam na Allaha i na moją duszę, że skoro on was uratuje, to ja sam porzucę islam i zwrócę się do Boga, który umarł na krzyżu za grzechy ludzkie.“
Maszallahl Skąd-że ci znane są tak dokładnie słowa, wypowiedziane do mnie przez szeika? Czyżbyś był wszystkowiedzącym, effendi?
— A przypominasz sobie, co ci jeszcze mówił o krzyżu i o niedźwiedziu?
— Tak, przypominam sobie...
— Otóż trzeba, abyś nam pomógł słowa jego urzeczywistnić. Jeżeli miłość, jaką żywię w swem sercu, a której godłem jest krzyż, uratowała was od śmierci, to powinna także przekonać Kelurów, iż nienawiść i zemsta rodzą tylko nienawiść i zemstę, podczas gdy miłość jest matką odkupienia i szczęśliwości ludzkiej.
— Ba, ale w jaki sposób my możemy ci być w tem pomocni, effendi?
— Zaraz się o tem dowiesz! Skoro szeik obudzi się jutro rano i zwróci oczy ku muzallah, musi spostrzec, że to, z czego drwił niedawno, stało się rzeczywistością. Niedźwiedź musi trzymać w łapach krzyż u wejścia do muzallah!...
Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym zdumienia i rzekł:
— Co za myśl! Effendi, rozumiem już teraz,

178