Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiedzie, z któremi będziesz miał do czynienia, liczą teraz około sześciu miesięcy i są już zapewne tak duże, iż będziesz miał z niemi dosyć roboty. Jeden młody, półroczny niedźwiadek, który się urodził w puszczy, nie w niewoli, może stawić skuteczny opór silnemu mężczyźnie. A my tu mamy do czynienia nie z jednym, lecz z kilkoma młodymi.
Postanowiłem załatwić się sam ze starą niedźwiedzicą dlatego, że Halef, nie mając najmniejszego o tych zwierzętach pojęcia, mógł nietylko siebie, ale i mnie przyprawić o niebezpieczeństwo, a nawet zniweczyć zupełnie nasze plany względem Kelurów. Aby się jednak nie czuł upośledzonym, musiałem go przekonać, że rola, która jemu przypadła, wymaga wielkiej odwagi. Ostatnie moje słowa osiągnęły rzeczywiście pożądany skutek, gdyż odezwał się do mnie uspokojony i z pewnem zadowoleniem:
— Myślisz więc, że nie jest rzeczą tak łatwą uśmiercić młode niedźwiedziątka?
— O, wcale nie łatwo! Utrudnia tę sprawę i ta okoliczność, że niedźwiedzica żywi wielką miłość dla swoich młodych, i kto zaatakuje jej dzieci, na tego uderza z wściekłością, niemającą granic, nie zważając nawet na tych, którzy na nią samą napadają. Widzisz więc, iż musisz tu okazać nie mniej odwagi ode mnie, i jest nawet możliwe, że przy napadzie na młode znajdziesz się w większem niż ja niebezpieczeństwie, gdyż najniespodziewaniej możesz wpaść w łapy i zęby starej!

156