Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mieszkać w tej izbie, gdzie siedzi ów pijak, o którym wspomniałeś?
— Tak.
— No, zobaczymy...
Uwiązaliśmy konie na dziedzińcu i poszliśmy za gospodarzem do izby. Była niska, ale dość obszerna, i zajmowała całą szerokość domu. Ściany miała wylepione gliną. Pod jedną z nieb, na wbitych w ziemię palach, przymocowane były zwykłe proste deski — i to się nazywało stołem. Tak samo urządzone były ławki przy owym stole. Przy tylnej ścianie stało kilka opartych o nią szerokich płotów z wikliny. Płoty takie w Kurdystanie używane bywają jako ruchome ściany, służące do przedzielania wnętrza domu na mniejsze lub większe ubikacje.
W izbie był jeden tylko gość. Siedział z opartemi na stole łokciami i ujętą w dłonie głową; prawdopodobnie spał lub przynajmniej drzemał. Tuż przed nim stała gliniana butelka i dwa również gliniane kubki. Z tych to naczyń gość i gospodarz pili jeszcze przed chwilą raki, i to właśnie było powodem, że oberżysta zrobił na nas wrażenie człowieka, którego należało poddać próbie 109-ej sury.
Według mniemania gospodarza, gość jego był bardziej od niego pijany. Gdyśmy weszli, śpiący podniósł nieco głowę i popatrzył na nas. Spojrzawszy mu bystro w oczy, przyszedłem do wniosku, że jednak nie jest pijany; przynajmniej z wejrzenia nie można go było o to posądzić. Myliłem się ja,

13