Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/507

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   465   —

gdy Boerowie odgadną nasz plan i zamkną nas w Zwraten-Rivier. Wówczas nie byłoby dla nas ratunku...
— Skądżeby jednak dowiedzieli się o tym planie naszym, skoro trzymamy go w ścisłej tajemnicy? Oprócz nas i Sikukuniego żywa dusza o niczem nie wie.
— A co będzie, jeśli Boerowie już z prostej przezorności nie wejdą do Groote?
— Bardzo wątpię, aby tak dalece byli ostrożni. Przecie o nas nie wiedzą, Zulów zaś zlekceważą, jako nieprzyjaciela, nie znającego się na sztuce wojennej.
— Ale wiadomo im, że Kafrowie sprzykrzyli już sobie rządy Sikukuniego. Opowiadają nawet, że Boerowie chcą osadzić na tronie brata Sikukuniego, Samiego, i kto wie, czy nowy kandydat nie uzyska przychylności szczepu, bo jest dobry i łagodny.
— Bajka, wymyślona przez Boerów, aby wywołać wśród wrogów niezgodę i brak posłuszeństwa. Ale to na nic się nie przyda. Sami przepadł, jak kamień, rzucony do wody, i ani słychu o nim. Sikukuni musiał go najniezawodniej sprzątnąć z tego świata...
Umilkli, a po chwili zaczęli rozmowę o rzeczach obojętnych. Jednak już te wiadomości, jakie się nam udało zasłyszeć, wystarczyły zupełnie. Podniósłszy się, szepnąłem do swoich:
— Wracajmy do obozu.
— Czyś pan wszystko dobrze zrozumiał? — zapytał mię Jan.
— Wszystko — odszepnąłem i dałem znak, by Sami prowadził nas z powrotem.
Wobec tak doniosłego odkrycia, jakie zrządził prosty zbieg okoliczności, nie mogliśmy tracić ani chwili czasu, więc co prędzej wróciliśmy do obozu i natychmiast pobudziliśmy towarzyszów, którzy, nie pytając wiele, chwycili do rąk broń — i gęsiego udaliśmy się w stronę obozujących nieprzyjaciół. Sami prowadził.
Przybywszy w pobliże, Boerowie rozstawili się po obu stronach wąwozu, ja zaś z Janem podążyliśmy ze wszelkiemi ostrożnościami ku wejściu do dolinki. Pasły